Portret
projektanta - Jurij Varivoda
vari-voda@mail.ru
Jurija
"złapałam" na Look of the East, prestiżowej imprezie odbywającej
się co roku w Pradze, prezentującej wybrane kolekcje projektantów z
Europy Środkowowschodniej. Jurij pokazał tu swoje wspaniałe kreacje
i zachwycił publiczność detalem, kolorem, formą, poczuciem humoru i
stonowanym przepychem.
Jak narodził się w Tobie pomysł na bycie projektantem?
Dość nietypowo, gdyż najpierw ukończyłem studia ekonomiczne, a dopiero
później zacząłem tworzyć ubiory. Właściwie wszystko zaczęło się od mojej
siostry bliźniaczki, którą ubierałem w kreacje własnego pomysłu. Zawsze
miałem zmysł artystyczny, a ona na tym korzystała.
Połączenie
ekonomii i mody to prawdziwa recepta na sukces! Czy czujesz przewagę
nad pozostałymi projektantami, którzy nie posiadają tych umiejętności
i czy wykorzystujesz je na co dzień w swojej pracy?
Bez ekonomii projektant tak naprawdę nie istnieje. Cały czas współpracuję
z producentami odzieży z Ukrainy i w takiej pracy wiedza ta ogromnie
się przydaje. Projektantom czasem trudno znaleźć wspólny język z właścicielami
firm, którzy z reguły myślą ekonomicznie, a nie artystycznie, ja na
szczęście nie mam tego problemu. Ponadto, dzięki współpracy z firmami
znajduję pieniądze na rozwój własnej mody. To właśnie świadomość ekonomiczna
sprawia, że kolekcje które tworzę są dla ludzi nie są zbyt ekstrawaganckie,
jednak nie są też zwykłymi ubraniami, jakie można dostać w sklepach.
To coś co ma swoją duszę, coś co wiele kobiet chciałoby posiadać.
Proszę
powiedz mi o Twojej kolekcji, co Cię do niej zainspirowało?
Nie mam jakiegoś konkretnego źródła inspiracji, nie muszę oglądać magazynów
mody, jeździć za granice czy na targi i oglądać kolekcje innych projektantów,
żeby coś wymyślić. Wystarczy, że wyjrzę przez okno, popatrzę na drzewa
i ludzi, pospaceruję, spędzę milo czas i głowa mi rośnie od pomysłów.
Jak
doszło do tego, że zaprezentowałeś swoją kolekcję na prestiżowym Ukraińskim
Tygodniu Mody?
Już nie pamiętam w którym to było roku, ale wziąłem udział w konkursie,
w którym zdobycie Grand Prix wiązało się z pokazaniem swojej kolekcji
właśnie na galowym pokazie Ukraińskiego Tygodnia Mody, który nie jest
przecież imprezą dla początkujących. Uczestnictwo w nim to duży prestiż
i szansa na dalszy rozwój.
Czy
ta prezentacja rzeczywiście przyniosła jakieś wymierne korzyści w dalszym
rozwoju Twojej kariery?
Tak, oczywiście! To była sława, o ile mogę tak powiedzieć, popularność
i nowe możliwości. Relacje z Ukraińskiego Tygodnia Mody, a tym samym
i z mojego pokazu były wszędzie! Relacje w TV, we wszystkich największych
magazynach i gazetach codziennych. Po pokazie zgłosiło się do mnie mnóstwo
nowych klientów, począwszy od nastolatek, poprzez firmy, które chciały
ze mną nawiązać współpracę, aż po poważnych polityków, których teraz
ubieram.
No właśnie,
skoro już jesteśmy przy sławie i osobistościach, to powiedz mi jak to
wygląda na Ukrainie? W Polsce wśród ludzi znanych z ekranów TV wytworzył
się pewien rodzaj, całkiem zdrowego, "snobizmu" na ubieranie
się w kreacje polskich projektantów. Czy w Ukrainie również odczuwacie
tę pozytywną zmianę?
W Ukrainie jest to sprawa związana z geografią. W Kijowie sławy ubierają
się u ukraińskich projektantów, czują modę i mają świetny gust, ale
jeśli mówimy o wschodzie, to tu królują D&G i Versace - im większe
logo tym lepiej. Ale zaczyna się to zmieniać, mnóstwo ludzi ogląda TV
i czyta gazety, a tam dużo kijowskich sław chlubi się tym, że są ubierane
przez ukraińskich designerów i dlatego nawet zwykli ludzie, którzy myślą
o modzie zaczęli się zastanawiać dlaczego używamy obcych marek, skoro
w naszym kraju mamy wielu własnych wspaniałych projektantów.
Czy
miałeś kiedyś możliwość pracować dla jakiejś gwiazdy?
Ubieranie gwiazd jest dobrym posunięciem marketingowym, gdyż jest ona
po prostu chodzącą reklamą, ale wolę jednak pracować dla ludzi, którzy
płacą realnymi pieniędzmi, a nie reklamą, dlatego bardzo sobie cenię
współpracę z politykami. Jednak mogę pochwalić się tym, że w moskiewskim
wydaniu magazynu "Vanity Fair", w rankingu 50 najlepszych
kreacji moskiewskich osobistości, znalazł się mój projekt. Było to tym
większe wyróżnienie, że wśród owej pięćdziesiątki królowały kreacje
D&G, Versace, Armani, Cavalli itd., a tylko dwóch projektantów ze
wschodu - Rosjanin i ja. Wyróżniona kreacja, to gorset w róże, z którego
byłem naprawdę dumny. Ponadto, w Ukrainie mamy dużą imprezę polegającą
na wyborze osoby roku i tutaj też zawsze staram się ubierać któregoś
z nominowanych gości.
Dla
kogo bardziej lubisz tworzyć - dla kobiet czy mężczyzn?
Mężczyźni są większymi introwertykami jeśli chodzi o modę, zawsze zastrzegają,
że ich ubiór nie może zbyt mocno odbiegać od standardów. Kobiety mają
o wiele więcej odwagi, przychodzą do mnie i mówią, żebym im zrobił coś
fascynującego, bez określania co dokładnie by miało to być. Po prostu
- ma rzucać na kolana i to jest wyzwanie, przy którym wyobraźnia może
się rozhulać! Więc, odpowiadając na pytanie - oczywiście, że dla kobiet!
Ale
sam jesteś mężczyzną, czy dla siebie samego nie tworzysz ubrań?
Zwykle korzystam z pomysłów moich ukraińskich przyjaciół projektantów,
sam dla siebie nigdy nie mam czasu nic stworzyć. W Ukrainie mówimy:
"co przyjaciel potrzebuje, przyjaciel dla niego zrobi", wiec
mamy taki rodzaj wymiany.
Czy
byłeś kiedykolwiek w Polsce?
Tak w Zakopanem, na nartach.
Miałeś
tam możliwość obserwować polską modę?
Tam akurat nie, ale przy innych okazjach stykałem się z Waszą modą,
np. rok temu widziałem kolekcję Adama Karskiego, teraz twoją, kiedy
indziej jeszcze kilku innych projektantów, których niestety nie pamiętam.
Twoją się zachwyciłem i nie wiem jak w reszcie Europy, ale u nas w Ukrainie
z pewnością zdobyłaby ona duże uznanie, niektóre kolekcje waszych projektantów
również mi się podobały.
W Polsce
często się zdarza, że firmy produkujące na wschodni rynek dają wskazówki
swoim projektantom, aby stworzyli coś w duchu rosyjskim. Co byś powiedział
na to, żeby stworzyć coś dla polskich firm, w końcu wyczucie wschodniego
rynku nosisz w genach, byłbyś zainteresowany?
Jako ekonomista muszę powiedzieć, że oczywiście zależy to od warunków
i ustaleń do jakich byśmy doszli, ale oczywiście - czemu nie? Zależy
to również od konceptu, od tego czy ja bym mu sprostał, ale skoro współpracuję
z rodzimymi producentami, to dlaczegóż by nie spróbować z polskimi?
Jak na razie - widzę w tym tylko pozytywy.
Wobec
tego, może następnym razem spotkamy się w Polsce?
Z największą przyjemnością!
Monika
Onoszko